Przebodźcowanie dziecka, czyli…. o wpływie otoczenia na rozwój dzieci
Przebodźcowanie dziecka, czyli…. o wpływie otoczenia na rozwój dzieci
Artykuły EduAkcji ≫ Beata Smykiewicz-Różycka
Współcześni rodzice nie mają łatwo. Siłą rzeczy nauczyciele przedszkolni również. Świat pędzi do przodu
w szalonym tempie. Internet i świat ekranów kreuje równoległą, swoistą rzeczywistość, która bywa tak
przyjazna, jak i opresyjna. Dla kogo? Dla wszystkich jego użytkowników, ale przede wszystkim dzieci.
Zwłaszcza one ulegają bowiem PRZEBODŹCOWANIU, z którego skutkami zmagają się nauczyciele w
przedszkolach.
Aby było spokojnie…
Każdy, kto kiedykolwiek wybrał się z dziećmi w podróż, wie, jak trudne to wyzwanie. Marudzenie, płacz,
kłótnie między starszymi dziećmi i nieśmiertelne pytanie, powtarzane z dręczącą częstotliwością: „Daleko
jeszcze?”. I tu z „pomocą” przychodzą komercyjni internetowi doradcy: „Tablet. Kup tablet i włącz
dzieciom bajki”. Dołączają do nich błyskawicznie producenci akcesoriów, oferując uchwyt do tabletu
dedykowany wielu markom samochodów. I problem z głowy, bo rodzina wciąż w aucie, dzieci spokojnie
siedzą wpatrzone w kolorowe monitory. Ich systemy nerwowe stymulowane są w tym momencie
niezwykle intensywnie, co prowadzi – niestety – do przebodźcowania.
Dzieci nie zdają sobie z tego sprawy. Dorośli zazwyczaj też nie. Dlatego, gdy w czasie wspomnianej już
podróży, bajka jednej z pociech się podoba, drugiej zaś mniej, rodzic, dla zażegnania wiszącej w
powietrzu awantury, sięga po iPod i daje go znudzonemu dziecku. Jedno ogląda, drugie gra. Jest spokój i
jadą dalej, zgodnie z planem. Gdy droga dobiega końca, zaczyna się wrzask. Ale nie dlatego, że dzieci nie
chcą jechać dalej. One jedynie nie chcą wysiadać z samochodu, bo chcą dalej oglądać i wciąż grać.
Utknęły w wirtualnym świecie całkowicie. Perswazje nie działają. Ograniczenia, kary? Tylko potęgują
dziecięcą złość.
(…….) wyeliminowanie urządzeń elektronicznych w procesie rozwojowym dziecka. Nie jest to ani łatwe,
ani popularne w codziennym świecie, w którym funkcjonowanie bez nowoczesnych technologii wydaje
się niemożliwe. Jest to jednak niezwykle istotne. Szczególnie, gdy chodzi o maluszki, które zamiast
rozwijać mowę w bezpośrednim kontakcie z rodzicami, siedzą w fotelikach, patrzą w monitory i obciążają
swój wzrok, słuch oraz układ nerwowy. „Ale przecież to są zwierzątka, które wydają dźwięki!” – ktoś
powie. „To są bajki edukacyjne w języku angielskim” – doda ktoś inny. To prawda, ale prawdą jest również
to, że dźwięki naśladujące odgłosy zwierząt, wydawane przez syntezator mowy, przypominają wszystko, z
wyjątkiem rzeczywiście pożądanych odgłosów. Wibrujące piski, charkotliwe buczenie, w żaden sposób
nie przybliżają dziecku świata zwierząt. Nie przybliżają żadnego znanego i realnego świata. Krótkie, często
zmieniające się, cięte ujęcia, ostre barwy i osobliwa fabuła nie wnoszą niczego dobrego ani do
językowego, ani emocjonalnego życia dziecka.
Nie tylko zachowanie dziecka zmienia się niekorzystnie na skutek przebodźcowania. Nie lepiej jest w
obszarze motoryki małej, co widać, gdy dziecko dostaje obrazki do pokolorowania. Grzbietowy chwyt
palcowy jest dominującym między drugim a trzecim rokiem życia. A przynajmniej powinien być.
Niestety, ten chwyt pisarski niepokojąco się przedłuża, gdyż dziecko uzależnione od gier manipuluje
głównie kciukiem i palcem wskazującym, przy wzmożonym napięciu mięśni przedramienia. Nie wróży
to dobrze nauce pisania. Dodatkowo pogarszają sprawę: nienaturalnie wyciągnięta szyja, zgarbione plecy
i zapadnięta klatka piersiowa, mające bezpośrednie przełożenie na proces oddychania i artykulacji,
spowodowane pochylaniem się dziecka nad telefonem czy tabletem. Jeśli jeszcze dodam do tego
przejawy drażliwości malucha, będącej wynikiem problemów z zasypianiem na skutek przebodźcowania,
mamy obraz współczesnego wychowywania i jego skutków. Obniżona sprawność motoryczna narządów
mowy, zbyt krótka faza wydechowa, brak oczekiwanego rozwoju mowy, drażliwość, niepożądane
odruchy neurologiczne, zespół suchego oka, obniżona sprawność motoryczna ręki wiodącej,
zaburzenia uwagi i koncentracji, zdeformowany sposób postrzegania świata przez dziecko, to tylko
niektóre z nich.
Zmiany są potrzebne od zaraz
Co zatem mają robić nieszczęśni rodzice, którzy „ulegli” ekranom? Powoli, ale systematycznie powinni
usuwać z życia dziecka szeroko rozumiane urządzenia elektroniczne. Pozwoli to zadbać nie tylko o higienę
psychiczną dziecka, ale i przybliży je do realnego świata, przyczyni się do nawiązania głębszych więzi
rodzinnych, wyciszy emocje. Czytanie dziecku bajek, wspólne wycieczki na wieś, do lasu, na łąkę czy do
parku to doskonała podstawa do zabaw ruchowych i gier tematycznych, a także ćwiczeń artykulacyjnych,
fonacyjnych i oddechowych. „No dobrze, a w czasie podróży moje dziecko dalej ma się nudzić i
narzekać?” – ktoś znowu zapyta. Skądże znowu. Pamiętacie zabawę „Pomidor”? A może „Państwa i
miasta”? Ostatnio, w czasie dosyć długiej i nużącej podróży z siedmiolatkiem, tak się właśnie bawiliśmy,
przemycając przy okazji ćwiczenia utrwalające różnicowanie głosek syczących i szeleszczących. Nie było
łatwo zamienić iPhone’a na tego typu aktywność. Ale dało się, z dobrym skutkiem. Wszyscy dotarliśmy
do celu, i to w nienaruszonym stanie. A co z maluszkami w aucie? – ponownie ktoś zapyta. Śpiewajmy
razem, wykorzystujmy zabawy paluszkowe, tematyczne, dźwiękonaśladowcze, mówmy krótkie
wierszyki, pozwalając je dziecku inicjować lub kontynuować. Bądźmy świadomymi animatorami
dziecięcego życia. Żeby jednak podróż nie była uciążliwa i dziecko chciało wchodzić z rodzicami w tego
typu interakcje, musi być do tego przygotowane. Spędzanie wraz z dorosłymi wolnego czasu na
powietrzu umożliwia dziecku poznawanie świata rzeczywistego, zapewnia mu wszechstronny rozwój,
uczy współdziałania z poszanowaniem praw innych uczestników zabaw. Obok domu rodzinnego,
przedszkole jest do tego idealną przestrzenią, a nauczyciele przedszkolni wymarzonymi animatorami
zabaw dziecięcych oraz nieocenionymi partnerami rodziców w świadomym procesie wychowywania.